- Text Size +

Nocą łatwo się zgubić, wszystko w końcu wygląda zupełnie inaczej niż w dzień. Amelia nie miała z tym jednak problemu, wręcz przeciwnie – po przejściu na nocne zmiany to właśnie oświetlone słońcem miasto wydawało jej się nieswoje. Tak czy siak, do orientacji w terenie służyła jej przede wszystkim mapa połączeń tramwajowych i autobusowych, którą nauczyła się spokojnie odtwarzać w pamięci. Kilka przystanków i zmiana linii; lub jazda tak długo, aż nie zbierze się w pojeździe przynajmniej garstka osób – tak zazwyczaj mijał jej czas pracy. Po powrocie do swojej rutyny, szybko zapomniała o pasażerze w bucie. Co jakiś czas oczywiście wracała myślami do chłopaka, ale na tyle jej nie przeszkadzał i nie wbijał jej się w skórę, że nie zdarzało się to szczególnie często.


Za wyjątkiem niecodziennego spotkania z, eufemistycznie rzecz ujmując, nazbyt skromnym poszukiwaczem wrażeń, zmiana Amelii była raczej spokojna i nie obfitowała w niespodzianki. Sprawdziwszy kolejną porcję pasażerów, wysiadła niedaleko Placu Wielkopolskiego, na który następnie się udała. Była już późna noc, nawet grupki głośnych imprezowiczów porozchodziły się po domach. Przenikliwe zimno potęgował wiatr. Gdyby była inna pora roku, Amelia wyjęłaby pewnie książkę, ale teraz musiała się zadowolić audiobookiem i parą chłodnych, dousznych słuchawek. Ciszę przerwała na chwilę syrena przejeżdżającej pustymi ulicami karetki. Kontrolerka pomyślała o tycim chłopaku wciśniętym między jej skarpetkę i rajstopy. Jemu pewnie jest ciepło. Nadjechał tramwaj, motorniczy otworzył jej drzwi. Bimba była raczej pustawa, ale zmarznięta i szukająca schronienia od wiatru Amelia z radością przyjęła tę ofertę i od razu skierowała się ku wolnemu siedzeniu nad grzejnikiem.


Nocą wnętrze oświetlonego tramwaju odbija się od szyb, przesłaniając widok na miasto i sprawiając charakterystyczne dla luster wrażenie, że miejsce, w którym się przebywa jest większe niż w rzeczywistości. Amelia przejrzała się w ukrywającym niedoskonałości, rozmytym zwierciadle. Wyjęła telefon i sprawdziła fejsbuka, ale zaraz go schowała – w nocy mało kto cokolwiek wrzuca. Mechaniczny szum tramwaju zagłuszał świszczenie wiatru. Kaloryfer przyjemnie rozgrzewał jej ciało. Wtuliła się w siedzenie.


Amelia pewnie zagubiłaby się we własnych myślach na dłużej gdyby nie zorientowała się wreszcie, że trzymając stopy zaraz przy grzejniku, gotuje w swoim bucie chłopaka. Wystraszyła ją własna nieuwaga i zaraz wyprostowała prawą nogę. Pokręciła nią w kostce i znów przybliżyła ja do siebie z zamiarem zajrzenia wewnątrz kozaka i upewnienia się, że pasażer ma się dobrze. Rozpiąwszy zamek, zdjęła delikatnie lewą dłonią but, prawá zaś złapała się za łydkę. Gdzieś między piętą a kostką wybrzuszał się nieco materiał skarpetki. Dotknęła go delikatnie palcem. W odpowiedzi sama poczuła zabawnie subtelny opór, jakby w proteście przeciwko niezapowiedzianemu kontaktowi. Chłopak ewidentnie nie radził sobie z opuszkiem jej palca i bezskutecznie starał się go odepchnąć, co wywołało w Amelii wrażenie jakby siłowała się ze zbulwersowanym żuczkiem. To wszystko znaczyło jednak, że nic mu nie jest. Amelia obejrzała się przez ramię, ale nieliczni pasażerowie nie zwracali na nią uwagi. Włożyła z powrotem nogę do buta i zapięła zamek; wyprostowała ją w kolanie, oddalając ją od grzejnika.


W czasie gdy Amelia upewniała się co do stanu chłopaka, bimba zdążyła przejechać jeden przystanek i zbliżała się do kolejnego. Gdy otworzyły się drzwi, oczom kontrolerki ukazała się znajoma postać – koleżanka po fachu: czterdziestokilkulatka o czarnych włosach z prostą grzywką i okularach w grubej ramce, sprawiająca wrażenie jakby ubrała się w pośpiechu, byle tylko nie zmarznąć.


– Iza? – spytała Amelia.


– Amelia! – odpowiedziała Iza i usiadła bokiem na fotelu przed koleżanką.


– Od kiedy pracujesz na nocnej zmianie?


– A wyglądam jakbym była w pracy? Jadę do kina na późny seans. Czy może już wczesny?


– Zazdroszczę. Brzmi o niebo lepiej niż obijanie się po pustych tramwajach i autobusach.


– Ja już swoje odrobiłam. Jak ci mija noc? Złapałaś kogoś?


– Poniekąd. Dziwna sprawa.


– To znaczy?


– Sam mnie jakby poprosił… bym go złapała.


– Portfel mu ciążył?


– Właśnie nie, nie opłacił mandatu. Gdy miałam zacząć go zmniejszać, spytał się o tę sprawę z zeszłego miesiąca, pamiętasz? Z tą… frechkundą.


– No, pamiętam. I co?


– I zwrócił się do mnie z prośbą bym i niego na czas odsiadki trzymała u siebie w bucie.


– Nieźle, wygląda na to, że doczekałaś się własnych adoratorów. Jak na to zareagowałaś?


Amelia podniosła lekko w odpowiedzi nogę. Iza roześmiała się.


– Nie jestem głupia, dobrze wiem, że to pewnie coś zboczonego. Ale szczerze – zwisa mi to – Amelia wzruszyła ramionami. – Niech sobie tam siedzi i adoruje – mimowolnie ugryzła się w policzek. – A jeśli coś mu jednak nie odpowiada, to jest w doskonałym miejscu by przemyśleć swoje życiowe wybory.


– No i prawidłowo. Przydałoby się zrobić to samo ze wszystkimi tymi szczeniakami, z którymi muszę się użerać gdy po zajęciach wracają grupowo do domów. Posiedzieliby kilka godzin w moich starych balerinach i zaraz by ich to nauczyło kultury – znów się roześmiała.


– Zluzuj, Iza. Znaczy, nie mi oceniać twoje metody wychowawcze, ale zarząd mógłby się przyczepić.


– Wiem, wiem, wygłupiam się. O, już Lechicka. To lecę. Nie zapomnij wyjąć tę swoją ofiarę zanim skończysz zmianę. Trzymaj się.


– Spróbuję. Miłego seansu. Do zobaczenia.




Przezwyciężając siły grawitacji dzięki gumce skarpetki, plecami opierałem się o gładkie rajstopy pani Amelii, których aksamitny dotyk przyprawiał mnie o szybsze bicie serca i elektryzował mi włosy. Gdyby nie to, że odwrócenie się groziło osunięciem się w dół skarpetki, większość podróży spędziłbym z twarzą wtuloną w tę przyjemną oazę miękkości przy jej kostce, przy której się znalazłem.


Możliwość przytrzymania się gumki zabezpieczała mnie ponadto przed byciem niekontrolowanie rzucanym przy każdym kroku pani Amelii, dla niej błahym i nieznaczącym, dla mnie – porównywalnym z niejedną atrakcją rodem z wesołego miasteczka. Karuzela ta nie była jednak tak nieprzyjemna, jak można się było spodziewać; nie licząc potknięć kontrolerki czy innych nagłych, nieregularnych szarpnięć, jej ruchy raczej mnie koiły, a powstałe zawroty głowy dawały mi się we znaki dopiero wtedy, gdy pani Amelia przystawała w jednej pozycji na dłużej, przywodząc mi na myśl sytuację zejścia z kołyszącego się statku.


Ku niczyjemu zaskoczeniu, we wnętrzu kozaka pani Amelii było ciemniej niż nad Rusałką po zmroku. Trudno było mi wręcz stwierdzić, czy to, co widziałem, widziałem naprawdę, czy jedynie wyobrażałem sobie na podstawie innych zmysłów. Błądząc po wszystkich stronach myślami, przypomniałem sobie o telefonie w tylnej kieszeni spodni, którym mógłbym oświetlić trochę swoje otoczenie. Jakimś cudem wyszedł cało z testu obciążeniowego pod stopą pani Amelii, choć bliski był rozładowania. Szkoda; chętnie przekonałbym się jak w takich warunkach gra się w Genshina, ale lepiej oszczędzić baterię na wypadek gdyby zapomniał o mnie świat. Włączyłem tylko na chwilę latarkę. 


Pofałdowane wnętrze kozaka monumentalnie piętrzyło się wśród ostrych cieni przed moją twarzą niczym ściana jaskini. Przy każdym kroku gniotło się na ten sam sposób, umożliwiając ruch powietrza. Zmechacona skarpetka jak ogromny koc znikała za zakrętem po obu stronach. Zgasiłem latarkę i znów nic nie widziałem.


Ciemno, wygodnie, zmysłowo. Na swój sposób intymnie. Nie bez powodu prawie całą przejażdżkę spędziłem wpół we śnie, wpół na jawie.


Z hipnagogicznej rutyny wyrwała mnie dopiero nietypowa fala ciepła, która podkradła się nieoczekiwanie podczas jednej z przerw od karuzelowego przemarszu. Domyślając się po rytmie dotychczasowych kroków pani Amelii, że usiadła ona przed chwilą na tramwajowym fotelu, szybko doszedłem do wniosku, iż przyczyną wzrostu temperatury musi być ogrzewanie pojazdu. W przeciągu kilku chwil moje najbliższe otoczenie przeszło swego rodzaju metamorfozę; czułem się obejmowany jakby ciaśniej i trudniej było mi zmienić położenie, a tworzywa u nogi pani Amelii zdawały się być jeszcze miększe niż wcześniej. Puściłem się gumki, lecz nadal trwałem w tym samym miejscu, przywarty do rajstop. Woń ciała pani Amelii stawała się zauważalna i pobudzała moje zmysły. W napływie cielesnego zapału znów zapragnąłem zbliżyć się do jej stopy, na chwilę tylko, zaraz wrócę. Nie ślizgając się już po materiale rajstop, wczołgałem się cały pod jej skarpetkę.

You must login (register) to review.